Sieradzanka ze strachu przed mężem wymyśliła cały ciąg zdarzeń, który jednak został łatwo obalony przez policjantów.
19 sierpnia 2012r. około godziny 23.00 do sieradzkiej komendy policji zgłosiła się 34-letnia kobieta, która powiadomiła o popełnieniu przestępstwa. Z treści zawiadomienia wynikało, że tego dnia około godziny 21.00 skończyła pracę w jednej z firm na terenie gminy Zduńska Wola. Do Sieradza postanowiła dostać się na tak zwaną "okazję", zatrzymując i wsiadając do Opla Astra poruszającego się po drodze krajowej nr 14.
Autem według kobiety podróżowało dwóch mężczyzn i jeden z nich w trakcie jazdy zapytał ją między innymi, czy nie boi się jeździć samotnie autostopem w nocy. Będąc w Sieradzu na wysokości stadionu, Opel miał się zatrzymać w ustronnym miejscu, po czym kierowca według relacji próbował siłą wyciągnąć ją z pojazdu. Gdy zaczęła się bronić, złapał ją za pasek i koszulę, po czym wyrzucił z samochodu. Gdy upadła na ziemię, obaj mężczyźni odjechali w kierunku ronda. W ich samochodzie miała zostać jej torba wraz z dokumentami, pieniędzmi z wypłaty oraz kartami bankomatowymi.
Kobieta nie zapamiętała numerów rejestracyjnych pojazdu, podając tylko ogólny rysopis obu mężczyzn. Oczywiście całe zdarzanie przedstawiła też w taki sposób mężowi. Jeszcze w nocy na miejsce opisanego przestępstwa skierowano policjantów, którzy jednak nie ujawnili tam żadnych śladów przestępstwa.
Treść zawiadomienia kobiety od początku wzbudziła czujność policjantów i następnego dnia postanowili oni szczegółowo sprawdzić podaną przez pokrzywdzoną wersję wydarzeń. Już kilka godzin później uzyskali informację, że w podanej firmie nikt nie zna takiej kobiety i na pewno poprzedniego dnia właścicielka nie wypłacała żadnemu pracownikowi pensji. Przesłuchano również męża ofiary, który również nie był pewny, czy żona, opisując mu to zdarzenie, mówiła prawdę.
Gdy ponownie wezwano do komendy rzekomą ofiarę i przedstawiono jej poczynione przez policjantów ustalenia, dopiero wówczas przyznała ona, że wcześniej skłamała. Przesłuchana w charakterze świadka zeznała, że w tym dniu od rana przebywała u swojego znajomego w Sieradzu, a wieczorem była z nim nad rzeką. Ponieważ mąż kilkakrotnie do niej dzwonił, poprosiła, aby znajomy odwiózł ją do domu oraz oznajmiła mu, że zrywa z nim znajomość. Mężczyzna, nie mogąc pogodzić się z rozstaniem, miał jej poszarpać odzież i zabrać torbę. Kobieta dodała, że bojąc się wyjawić mężowi prawdę, wymyśliła wcześniejsze zdarzanie.
Jednak również i ta wersja przedstawiona przez 34-latkę nie była wiarygodna dla policjanta z sieradzkiej dochodzeniówki. Dopiero przy kolejnej wizycie w komendzie kobieta z rozbrajającą szczerością przedstawiła trzecią, tym razem już prawdziwą wersję wydarzeń.
Okazało się, że nigdzie nie pracowała, okłamując przez parę tygodni męża. 19 sierpnia faktycznie wyszła rano z domu, mówiąc, że idzie do pracy. Jednak cały dzień przebywała u swojego znajomego, u którego zostawiła torbę. Dodała, że nigdy nie utraciła pieniędzy, bo ich nie miała, zaś historia o kradzieży miała uwiarygodnić jej pracę. Bojąc się konsekwencji późnego powrotu do domu, poszła nad rzekę, gdzie poszarpała na sobie odzież, a później wymyśliła całą historię.
Teraz za składanie fałszywych zeznań sieradzance grozi do 3 lat pozbawienia wolności.