Jednego dnia sieradzcy policjanci przeprowadzili trzy nietypowe akcje poszukiwawcze, które na szczęście zakończyły się pomyślnie.
24 czerwca 2013 r. dyżurny sieradzkiej policji odebrał telefon ze szpitala w Sieradzu. Zdenerwowana pracownica placówki przekazała funkcjonariuszowi, że z izby przyjęć samowolnie oddalił się 63-letni mężczyzna, który miał zostać przyjęty do szpitala. Na miejsce został wysłany jeden z patroli, a inne zaczęły patrolować teren miasta w poszukiwaniu zaginionego. Gdy policjanci przyjechali do szpitala zostali poinformowani, że pacjent chwilę wcześniej się odnalazł. Jak ustalono, w trakcie rejestracji samodzielnie poszedł na odział szpitalny, na który miał skierowanie.
O kolejnym potencjalnym pacjencie szpitala telefonicznie poinformowała policję anonimowa osoba. Dzwoniący powiedział, że na dworcu PKP w Sieradzu przebywa mężczyzna, który na ręku ma założony wenflon i mógł się on oddalić ze szpitala. Przybyli na miejsce policjanci zastali 57-letniego mieszkańca Turku. Mężczyzna nie potrafił powiedzieć funkcjonariuszom, co robi w tym miejscu. Nie potrafił również powiedzieć, kto założył mu wenflon. Mężczyznę dowieziono do sieradzkiego szpitala. Tutaj ustalono, że nie widnieje on w wykazie pacjentów. Jednak z uwagi na jego stan zdrowia lekarz dyżurny podjął decyzję o pozostawieniu go w placówce.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem personel szpitala ponownie zaalarmował dyżurnego policji. Tym razem poinformowano, że około godziny 20.30 do szpitala został przywieziony karetką pogotowia mężczyzna, który nie czekając na udzielenie mu dalszej pomocy medycznej, wyszedł ze szpitala. Policjanci po kilkunastu minutach zauważyli na ulicy 1 Maja w Sieradzu idącego chodnikiem mężczyznę, którego ubiór i rysopis pasował do podanego przez personel medyczny. W rozmowie z funkcjonariuszami mężczyzna stwierdził, że wyszedł z izby przyjęć sam i w sumie nie wie, dlaczego to zrobił. Przewieziony ponownie do szpitala po konsultacji lekarskiej został przetransportowany karetką do innej placówki medycznej.