Od 1 sierpnia Federacja Rosyjska wprowadziła zakaz wwożenia produktów rolnych z naszego kraju. Skutki takiej decyzji dotknęły również rolników z powiatu sieradzkiego.
Kilkudziesięciu rolników z gminy Wróblew, Błaszki i Warta zastanawia się, co zrobić z płodami rolnymi, które przed wprowadzaniem embarga praktycznie w 100 proc. były sprzedawane na wschodzie Europy. W chwili obecnej rząd Polski, według słów rolników spod Sieradza, mówi tylko o producentach owoców, ale nikt nie mówi o rolnikach produkujących np. kapustę, która również była sprzedawana na wschód.
- Zostaliśmy wprowadzeni pośrodku wojny politycznej i gospodarczej między Unią Europejską a Rosją. Ponosimy teraz koszty politycznych zaniedbań, nie możemy pozwolić na to, abyśmy ulegli sabotażowi urzędów unijnych i w odwecie Rosji. Sprzeciwiamy się bezmyślnym sankcjom Unii Europejskiej. Powinny one być dużo wcześniej wprowadzone, gdyby chodziło o autentyczne sankcje, tu chodzi o pewne dopięcie polityki europejskiej - mówi Aleksander Kołodziejczak, rolnik z powiatu sieradzkiego.
Wielu rolników postanowiło pozostawić płody rolne na polu i je przeorać, bo jest to obecnie najtańsza metoda.
- Kapusta poszła na straty, główną tego przyczyną jest nasz rząd, premier i minister Sikorski, którzy tak kreują politykę naszego państwa, że nasza kapusta została w polu - ocenia Michał Kołodziejczak. - Nie opłaca nam się schylać po tę kapustę - dodaje.
Za tę sytuację rolnicy obarczają polski rząd, który według nich nic nie robi, aby zminimalizować straty związane z embargiem, jakie zostało wprowadzone 1 sierpnia przez Rosję.
- My nie chcemy jałmużny od polskiego rządu, my po prostu chcemy, aby nam nikt nie rzucał kłód pod nogi, abyśmy mogli normalnie pracować i prowadzić swoje gospodarstwa - mówili zbulwersowani rolnicy.
- Chcemy rozwijać nasze gospodarstwa, a tę możliwość daje nam może nie przyjaźń z Rosją, ale normalna, gospodarcza współpraca - jest zdania rolnik Łukasz.
O tym, w jaki trudnej sytuacji znaleźli się rolnicy, opowiadał nam pan Paweł, który przeczuwa bankructwo swojego rodzinnego gospodarstwa. - Moje gospodarstwo liczy 30 hektarów, gdzie na połowie uprawiam kapustę. To około miliona sztuk i koszty około 300 tysięcy złotych - wylicza rolnik.
Zdzisław Czupryniak także wieszczy zły los dla rolników w naszym powiecie. Tłumaczy, że wprowadzone embargo to jedno, ale problemem jest również nadmierny import warzyw i owoców spoza Polski.
Być może część strat rolników pokryją rekompensaty z Unii Europejskiej. Te jednak nie są wciąż pewne i według ostatnich doniesień, mogą być wypłacane przy zmniejszeniu unijnych dopłat, które corocznie otrzymują rolnicy.